Cataplana gwiazdą wieczoru

Nie jest to imię aktorki ani piosenkarki. Nie o celebrytkę egzotyczna też idzie. Obieżyświaty wędrujące po krańcach Europy pewnie to słowo znają. Cataplana to naczynie kuchenne i wspaniałe, obfite danie portugalskie. Kiedyś o tym już chyba wspominałem. Nigdy jednak nie pokazywałem gotowej potrawy. Dziś to robię, bo morska cataplana (a może być także mięsna, warzywna, grzybowa), którą podałem na kolację dla całkiem sporej grupy gości, była niewątpliwą gwiazdą wieczoru. Nie bawiąc się w fałszywą skromność potwierdzam: to było pyszne danie.

Najpierw jednak kilka zdań o samym urządzeniu. To wynalazek portugalski pochodzący z XVII wieku. Kształtem przypomina globus zrobiony z miedzianej blachy wewnątrz pobielanej. Po otwarciu tworzą się dwie spore misy z których jedna jest garnkiem a druga wypukłą pokrywą. Zamyka się je zaciskając dwie klamry tworząc szczelnie zamknięte naczynie działające tak jak współczesny szybkowar. Znajdujące się wewnątrz produkty gotowane są pod ciśnieniem, bo wydzielająca się para nie znajduje ujścia. Daje to wspaniałe rezultaty. I tylko należy ostrożnie cataplanę otwierać (tak jak i szybkowar), by się nie poparzyć.

Tym razem w moim „portugalskim kociołku” poukładałem pokrojone filety z halibuta, dorsza i witlinka. Do towarzystwa dorzuciłem świeże mule w muszlach (uważnie je oglądałem i otwarte wyrzucałem do śmieci), krewetki, kalmary i ośmiorniczki. Z warzyw była piękna mięsista, czerwona papryka oraz obrane i umyte kartofle. Wszystko polałem sporym kieliszkiem białego wytrawnego wina (gavi) i równie dużą ilością oliwy (Baena). Po posoleniu i dodaniu odrobiny pieprzu wkruszyłem jeszcze dwie papryczki peperoncino a z wierzchu posypałem obficie świeżą kolendra. Naczynie zamknąłem i wstawiłem do piekarnika, gdzie w temperaturze 210 st. C spędziła cataplana godzinę i kwadrans.

Sałata z pomidorkami
Po wyjęciu i kilkuminutowym przestudzeniu naczynie zostało otwarte a z jego wnętrza zaczął się wydobywać taki zapach, że mimo obfitych przekąsek i sałat wszyscy ruszyli do ataku na Portugalię. Na szczęście kupiłem w Lizbonie największą cataplanę jaka była w sklepie. Starczyło więc dla całej dziesiątki siedzącej wokół stołu.

Pavlova z malinami

Palenie w gardle uśmierzaliśmy tym samym gavi, w którym pływały nasze ryby, krewetki, ośmiorniczki i kalmary. O deserach pomyśleliśmy dopiero pod dłuższej przerwie. I myślę, że desery dorównywały daniu głównemu. Świadczą o tym puste patery.

Sernik puszysty      Fot. P. Adamczewski