Kotlet schabowy w zimowym ubranku

Gdy stoję przy kuchni i walę tłuczkiem, acz dość delikatnie, bo to subtelny kawałek wieprzka, za oknem mróz dochodzi do 10 stopni C, leży gruba warstwa śniegu i z domu nie chce się wychodzić. Gdybym jednak musiał udać się do sklepu czy do kiosku to na grzbiet wdziałbym kożuch, by nie odczuć chłodu. Wyobrażam więc sobie, że i ten schab, który leży przede mną na grubej desce z oliwnego drewna też czuje się nieswojo, marznie i marzy  o ciepłym przyodziewku. Jako człek łagodnego serca spełnię zachciankę schaboszczaka. Będzie właściwe tj. cieple okrycie. Z dobrego, by nie rzec – pierwszorzędnego żółtego sera.


Najpierw jednak muszę sztabę schabu umyć i pokroić w plastry. Schab był dokładnie wybierany, jest więc dość wąski, bo tylko taki zasługuje na uwagę. Część klientów sklepów rzeźniczych szuka schabu szerokiego, który jest gorszy, bo pochodzi ze sztuk znacznie starszych. Ten wąski i jasny świadczy o krótkim życiu świnki i – co z tym się łączy – o delikatności mięsa.
Plastry kroję dość grubo, bo około trzycentymetrowe. Potem – jak wspomniałem – delikatnie rozbijam je tłuczkiem i nadaję pożądany owalny kształt  oraz wielkość. Ładny kotlet schabowy winien mieć kształt stadionu piłkarskiego a wielkość  męskiej dłoni.

Tę część pracy wykonuję na dwie a nawet trzy godziny przed smażeniem. Kotlety bowiem posolone i posypane świeżo zmielonym pieprzem okładam jeszcze pokrojonym w plasterki czosnkiem, skrapiam białym octem balsamicznym i – na specjalne żądanie klienteli (czytaj – żony) posypuję mieszanką ziół otrzymanych w prezencie od właściciela (na fot. wyżej) padewskiej restauracji „Vecchio Falconiere” nadającej niebiański aromat każdemu mięsu.

Fot. P. Adamczewski

Przed rzuceniem schaboszczaków nasiąkniętych aromatami i skruszałych dzięki balsamico na patelnię z rozgrzaną oliwą zrzucam z nich plasterki czosnku i nadmiar ziół. Samo smażenie (czasem na patelni grillowej czyli prążkowanej a częściej na porcelanowej w lekkie groszki) jest stosunkowo krótkie – po 3 minuty z jednej i z drugiej strony. Potem na każdym kotlecie kładę plaster ementalera lub innego ostrawego sera i wkładam patelnię do piekarnika gdzie włączam górne grzanie i ustawiam temperaturę na 190 st. C. Cały czas podglądam proces pieczenia i gdy tylko ser stopi się owijając dokładnie mięso wyjmuję patelnię i podaję na stół z wcześniej ugotowanymi kluseczkami i dowolnie dobraną zieleniną.

Oczywiście nie zapominam o winie. Tym razem może to być nowozelandzkie sauvignon blanc, w którym rozsmakowuję się coraz bardziej albo pecorino z południa Italii.
Smacznego!