Chyba jestem pustelnikiem

Pewności jednak nie mam. Niektóre reguły bowiem spełniam lecz innych nie. Moja pustelnia stoi w lesie i z dala od innych siedzib (że o mieście nie wspomnę). Obcuję częściej ze zwierzętami i ptakami niż z ludźmi. Sporo czasu spędzam na rozmyślaniach, w tym i o sprawach ostatecznych.

Piję źródlaną wodę i jem chleb razowy ale – na szczęście – także piwo oraz wino pamiętając o pełnowartościowej zakąsce. No i najczęściej nie jestem sam. Mieszkam w towarzystwie niewiasty co zapewne prawo do nazwania mej chałupy eremem oddala. Ale będę się upierał, ze jest to pewien rodzaj pustelni.

Skąd te żartobliwe rozważania? To wynik lektury książki „Głodny mnich czyli sekrety refektarza”. Dzieło opracował Robert Maciej przy współpracy Marii Frączek a wydała oficyna Baobab.

Księgę tę dostałem jeszcze przed wakacjami ale dopiero teraz mogłem się nią zająć. Po otrzymaniu bowiem i przejrzeniu, bo książka jest (jak i inne wydawane przez Baobab) przebogato zilustrowana, zostawiłem ją na ławce w ogrodzie uciekając przed ulewą. Gdy po godzinie  wróciłem wyglądała okropnie. Twarda okładka spuchła a większość stron była pozlepiana. Wszystko zaś ociekało wodą jak Wodogrzmoty Mickiewicza. Żal mi się zrobiło okrutnie zwłaszcza, że głęboko byłem przekonany, iż książka jest wartościowa. Poprzekładałem więc kartki papierowymi ręcznikami i położyłem w sąsiedztwie elektrycznej dmuchawy. Po całej nocy takich zabiegów odłożyłem księgę na półkę w pobliżu komina. No i dziś okazało się, że uratowałem jej życie.

„Głodny mnich”  jest dziełem historycznym i obyczajowym zarazem a także spełnia walory książki kucharskiej. Redaktorzy sięgnęli bowiem po kilkadziesiąt książek opisujących klasztorne życie. A właściwie fragment życia zakonnego dziejący się wyłącznie w kuchni i refektarzu. Przytaczają obszerne i niezwykle ciekawe cytaty z kronik (Jan Długosz), dzieł dokumentalnych (Życie mnichów w Egipcie) ale także i  beletrystycznych (Imię róży). Kończąc książkę obszernym wyborem przepisów klasztornych – tych z zakonów o ascetycznej regule i tych, w których mnisi mniej skrupulatnie przestrzegali skromnej diety. A nawet wprost przeciwnie.

Wszystko zaś – jak już wspominałem – zilustrowane jest stosownymi reprodukcjami obrazów zdobiących słynne kościoły i klasztory malowanych przez wybitnych artystów. Oczywiście tematyką dzieł malarskich jest też stół, kuchnia i zakonna piwniczka.

Bardzo mnie ucieszył zakonny savoir vivre  z 1781 roku, z którego większość paragrafów nic nie straciła na aktualności. Oto stosowny cytat:

*. Nie kładź tak wiele w usta, ażeby się wzdęły, niby dmąc   w trąbę, gdybyż się nie stał sposobnym odpowiedzieć na nagłe pytanie.

* Gdy co wpadnie w piwo nie dobywaj palcem.

*. Nie kładź palców w rzadką potrawę.

* Nie oblizuj wyciągnionym językiem ani łyszki, ani noża.

Oprócz wiedzy kulinarnej, którą rozszerzyłem dzięki książce Baobabu dowiedziałem się też sporo i z innych dziedzin. Np. skąd się wzięła nazwa stołecznych  Bielan: na nadwiślańskiej skarpie, w lasku, wybudowano przed wiekami klasztor kamedułów, którzy jak wiadomo chodzą w białych habitach. Bywają oni też często zwani bielanami. I to właśnie od mnichów nazwę przejęła przyległa do klasztoru miejscowość.

O przepisach napiszę gdy je wypróbuję w swojej kuchni i refektarzu.