Dzisiejsze danie: film

Natasza Urbańska i Borys Szyc

Byłem na premierze najnowszego filmu Jerzego Hoffmana – „1920 Bitwa Warszawska” i mimo mało przychylnych recenzji co bardziej wyrafinowanych krytyków filmowych wcale nie żałuję.

Technika 3D zrobiła na mnie wrażenie. Nie byłem w stanie usiedzieć w fotelu gdy pędził na mnie pociąg pancerny, wymachiwali tuż przed nosem podpici goście kabaretu w Adrii a niemal do ucieczki zmusiły mnie ręce i nogi biednych żołnierzy rozerwanych przez pociski artyleryjskie, które leciały wprost na moją głowę.

Drugą zaletą filmu jest z niezwykłym pietyzmem odtworzona Warszawa tamtej epoki, z Mostem Kierbedzia, którego przecież od dawna już nie ma. Znać w tym było rękę wybitnego scenografa, a zważywszy, że Andrzej Haliński jest moim najbliższym przyjacielem od ponad 40 lat, to cieszyłem się tym w dwójnasób.

Większość ról bardzo trafnie obsadzona. Adam Ferency (na zdjęciu) jako bolszewicki komisarz wprost niezrównany. Także Daniel Olbrychski był doskonałym Marszałkiem – stonowany, bez zwykłej temu aktorowi szarży, z lekkim kresowym akcentem. Andrzej Strzelecki także wspaniale pokazał postać Witosa. Natasza Urbańska zachwyciła urodą oraz wdziękiem ale i talentu aktorskiego nie można jej odmówić.

Przez ponad dwie godziny nie nudziłem się ani przez moment. Fotel mnie nie uwierał a to oznaka, że film wciąga. I nawet fałszerstwo historyczne przedstawiające bohaterską śmierć księdza Skorupki od wrażej bolszewickiej kuli byłem w stanie reżyserowi wybaczyć.

Aby usprawiedliwić tekst o filmie w blogu kulinarnym muszę dodać, że po premierze (z udziałem Pana Prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu oraz wielu ministrów) miał miejsce wielki bankiet. Przed tym obżarstwem Jerzego Hoffmana ukoronowano na króla polskiego filmu historycznego, a jego całą ekipę nagrodzono hucznymi oklaskami.

I wszyscy, jak bolszewicka nawała, runęli do stołów. A tam: wielkie jesiotry, łososie, kawiory, szaszłyki, pieczyste i inne dania, których nawet nie byłem w stanie spamiętać a co dopiero spróbować. Żarłokom przygrywały orkiestry wojskowe w mundurach z epoki. Było smacznie, głośno i wspaniale. Dodam, że i tym razem catering był dziełem restauratorów doskonałych czyli rodziny Kręglickich.