Gdzie te grzyby?

Co kilka dni spotykam je w swoim lesie. A to pod werandą, a to za „sławojką”, czasem nawet na środku trawnika. W dodatku „ziemia kwitnie” czyli pojawiają się na niej białe narośla, które zwykle poprzedzają wysyp borowików i… nic.
Pojedyncze borowiki ( i to takie jak tu prezentuję) też są wielką frajdą ale zjedzenia borowikowego carpaccio to wprawdzie wielka przyjemność lecz my chcemy zbierać prawdziwki na ususzenie. Nigdy bowiem nie zdarza nam się kupować suszonych grzybów na zimę. A mamy przecież zobowiązania wobec przyjaciół, którym te pachnące prezenty wysyłamy.
Zaczynam się denerwować. W końcu sierpnia bowiem wyjeżdżamy na tydzień służbowo ( na północ kontynentu), by natychmiast po powrocie znów wydalić się z kraju na urlop (tym razem na południe). No i kto wówczas będzie zbierał nasze prawdziwki? Sąsiedzi? A niedoczekanie!
Mają borowiki jeszcze chwilę czasu by trafić we właściwe ręce … czyli w nasze. Tymczasem popatrzcie na te z ubiegłego tygodnia:

Ładne, prawda? A jakie smaczne. Tylko mało, mało, mało!