Ale luksus w wiejskim sklepie!

Przed rokiem zmieniłem trasę dojazdu na wieś. Nie jeżdżę już przez Serock – choć to znacznie bliżej – ponieważ budowa obwodnicy tego pięknego miasteczka przedłuża się a białoruskie, litewskie i estońskie TIR-y blokują przejazd i droga trwa ponad dwie godziny czyli dwa razy dłużej niż dawniej. Jeżdżę więc przez Wyszków, bo choć to 20 km dalej ale autostrada zaczynająca się tuż za Markami pozwala dojechać na miejsce w godzinę i kwadrans.
Stale przejeżdżam więc przez Somiankę. I pewnie nadal bym śmigał przez tę wieś bez zatrzymywania, gdyby nie informacje Danusi (serdeczne dzięki i pozdrowienia!) o Zakładach Mięsnych Somianka i ich firmowym sklepie. No i oczywiście o smakowitych wyrobach masarzy.
Wybraliśmy się więc w poniedziałek na zakupy nie do bliskiego Pułtuska lecz do nieco dalszej Somianki. I nie żałujemy. Takiego wyboru wędlin i mięs dawno nie widzieliśmy w żadnym polskim sklepie. Nakupiliśmy (po odrobinie) mnóstwo wędlin, by popróbować, które wejdą na stałe do naszego śniadaniowego menu. A wybór nie był łatwy. Samego boczku jest w tym sklepie siedem gatunków. Szynek – nie mniejsza liczba. O kiełbasach nie wspomnę, bom nie wszystkie zdołał policzyć. Kto ciekaw niech zajrzy do witryny www.zakladymiesne-somianka.pl  bo jak na nowoczesny zakład sklep ma własną witrynę w Internecie.
Na pierwszy ogień (i to dosłownie, bo smażyliśmy na szmalcu ze skwarkami) poszła kaszanka. Prawdę mówiąc dawno nie jedliśmy tak pysznej. Nawet skórki nie oddaliśmy psu, który miłośnie zaglądał nam w oczy, bo tak smakowicie chrupała dzięki dobremu podsmażeniu.
Równie wspaniale smakował sękacz (nie ciasto lecz wędlina) czyli zwijana rolada z boczku z ziołowo-musztardowym farszem w samym środku. Resztę prób odłożyliśmy do kolejnego śniadania.
Z półtora kilogramowej sztaby schabu wykroiłem 20 kotletów. Wszystkie lekko zbiłem tłuczkiem ( a nie wymagało to wysiłku, bo mięso było tak miękkie, że musiałem uważać, by go nie podziurawić) i podzieliwszy na trzy porcje dwie zamroziłem a trzecia poszła na obiad. Będą rolady schabowe z serem pleśniowym w środku. Do nich zaś nasze ulubione austriackie białe wino czyli gruner weltliner. Wprawdzie pisałem, że ostatnia butelka przywieziona w ubiegłym roku już wyschła ale los spowodował, że piwniczka została zasilona nowym transportem. Oto miałem „krulewską” austriacką wizytę. Odwiedził nas paOLOre ze świtą, którą stanowiła Ewa oraz Marek. Co przywieźli i co jedliśmy Marek już napisał. Dodać muszę, że jest on mistrzem nie tylko naleśnikowo-pierogowym ale kuchmistrzem wszechczasów i wszelkich przysmaków. Jego wersja francuskiej tarty warzywnej w kurpiowsko-ziemniaczanej odmianie to majstersztyk.
Dobrze jest mieszkać przy trakcie z Wiednia na Mazury i do Białowieży.