Polski stół wielkanocny

 

Tak wyglądał w ub. roku nasz wielkanocny stół

Kilkoro z nas dopomina się by ujawnić co też znajdzie się na naszych stołach w nadchodzące święta. Ponieważ robiłem to w latach ubiegłych, a co rok mam ten sam repertuar czcząc w ten sposób pamięć Babć i Mam, które nas wszystkiego tego nauczyły, podeprę się dziś stosownym cytatem, czy raczej cytatami. Oto stosowny fragment pięknej książki Krystyny Bockenheim „Przy polskim stole”: „Stół wielkanocny był stołem obfitości, uginał się od mięsiwa i ciast. Jednym z najwcześniej­szych opisów święconego jest relacja Michała Pszonki, dworzanina hetmana Jana Tarnowskiego, opisującego w liście do żony śniadanie wielkanoc­ne, na które zaprosił hetmana z dworem rajca kra­kowski   Mikołaj   Chroberski.   Autor   podkreśla wspaniałe urządzenie mieszkania, bogate stroje i biżuterię, wreszcie smakowitość  potraw. „Mięsi­wo miało cudną powłokę z tłuszczu, w różową barwę wpadającą. Pomiędzy tymi misami stały fi­gury z ciasta przedniego, wyobrażające dziwnie za­bawne historyjki. Poncjusz Piłat wyjmował kieł­basę z kieszeni Mahometa, a wiadomo, że Ży­dzi i Turcy nie jedzą wieprzowiny, więc to na nich epigramma było pocieszne. Na sa­mym środku stołu stal dziwnie piękny baranek  z masła,   wielkości  naturalnej owieczki; ale j aby eh za cały stół rad był wziął jemu oczy, a wszakoż to były 2 brylanty jak laskowe orzechy w czarnej oprawie, alias pierścienie ukryte w maśle, których tylko tyle widać było, ile potrzeba na okazanie oczu. Tego baranka, na któ­rym wełna maślana nie do poznania była od praw­dziwej, robiła sama Imci Panna Agniesz­ka z rodzicem swoim. […] Pomijam inne drobniejsze rzeczy aza już czas przystą­pić do najważniejszych, które i Wasze, Salusiu niemało sobie lubujesz, to jest: do   kołaczów,   placków,   jajeczników, mączników i Bóg spamięta ich miana, tych cudaczków rozmaitych, które ota­czały jeden najpoważniejszy kołacz. Ko­łacz ten był owalowy, cyrkumferencji z ośm łokci, jeśli nie więcej, a jakeśmy tylko weśli do Izby to nam już pachniał swojemi przyprawami. Po brzegach koło niego stały różne figurki: Święci dwuna­stu    Apostołowie    udani   jak    żywo; a wszystko z ciasta […]. W środku stał Zbawiciel   nasz   Pan   Jezus   Chrystus z chorągiewką, a nad nim unosił się anioł na druciku u szabaśnika izdebnego nieznacznie w górze zawieszony, i zda­wało się jakby leciał po niebie i z gęby wychodziły mu słowa: Resurrexit sicut discit! Alleluia! Inne placki wyobrażały rozmaite zjawiska. Zabawiła mnie kąpiel, bo to był jeden taki placek, co miał w środku sadzawkę z białego miodu i wyglądały rybki i nimfy kąpiące się, a kupid strzelał do nich z łuku…”

Pan hetman po złożeniu ży­czeń i zjedzeniu święconego po­żegnał się mówiąc: „Używajcie Waszmość Panowie hojności go­spodarza, a skromnie i honeste”. Autor kończy relację: „W otwartości, szczerości i affekcie staropolskim odbywaliśmy tę na chwałę Pana Boga katolicką bie­siadę; każdy pożył co chciał, nikt się nie zalał, ale przy wesołym al­leluia rozeszliśmy się…” Do­prawdy, mimo brylantów i ale­gorycznych scen na stole daleko jeszcze do saskiego braku umiaru.

Z okresu baroku pochodzi wielokrotnie cytowa­ny opis stołu wielkanocnego u wojewody Sapiehy w Dereczynie, z 1. połowy XVII w.:

„Stało cztery przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części ro­ku; każdy dzik miał w sobie wie­przowinę, alias szynki, kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz najcudowniejszą pokazał szukę w upieczeniu całkowitym tych odyńców. Stało tandem dwana­ście jeleni, także całkowicie upie­czonych, ze złocistymi rogami, ale do admirowania nadziane by­ły rozmaitą zwierzyną, alias zają­cami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. Te jelenie wyobrażały dwanaście miesięcy. Naokoło były cia­sta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest pięćdziesiąt dwa, cale cudne placki, mazury, żmujdzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią. Za tym było 365 ba­bek, to jest tyle, ile dni w roku. Każde było adornowane inskrypcjami, floresa­mi, że niejeden tylko czytał, a nie jadł. Co zaś do bibendy: cztery puchary, exemplum czterech pór roku, napełnio­ne winem jeszcze od króla Stefana. Tan­dem 12 konewek srebrnych, z winem po królu Zygmuncie, te konewki exemplum 12 miesięcy. Tandem 52 baryłek także srebrnych in gratiam 52 tygodni, było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. Dalej 365 gąsiorków z winem węgier­skim, alias tyle gąsiorków, ile dni w roku. A dla czeladzi dworskiej 8700 kwart miodu, to jest ile go­dzin w roku.”

Nie ma wzmianki, ilu gości pożywiło się tą masą jadła, ale zapewne nikt nie wyszedł głodny.

A  ja wprost przeciwnie. Po lekturze – mam apetyt!

Czego i Wam wszystkim życzę czyli Smacznych i Wesołych Świąt!