Tego nie lubię,tego nie mogę, to mi nie smakuje

Na sobotę i niedzielę temat do rozmyślań i rozmowy. Pod warunkiem oczywiście, że kogoś zainteresuje. Większość i tak zajmie się czymś innym. Ale tak wygląda każdy tekst blogowy i dyskusje, które szybko zbaczają na niespodziewane tory. I tak dobrze jeśli temat jest zauważony. Dziś więc znów o manierach przy stole.

Bywają przy stole kłopotliwe sytuacje spowodowane tym co podano na półmiskach. Są bowiem goście na specjalnych dietach (np. diabetycy, bezglutenowcy czy wreszcie wegetarianie). Otóż tacy goście przyjmując zaproszenie koniecznie muszą uprzedzić gospodarzy, że mają specjalną dietę zaleconą przez lekarzy, bądź sami ograniczyli swoje menu wykluczając mięso czy inne produkty (zdarzają się np. ludzie nie tolerujący owoców morza). Ostrzeżenie takie zapobiega kłopotliwym sytuacjom przy stole wprawiającym w konsternację gospodarzy i umożliwia uczestnictwo wszystkich gości w ucztowaniu. Złym obyczajem jest zostawianie niedojedzonych potraw na talerzu. A zdarza się, że jakieś danie nam nie smakuje. Prostym sposobem na uniknięcie towarzyskiego nietaktu jest nakładanie na talerz bardzo małych porcji. Dopuszczalne jest bowiem poproszenie lub skorzystanie z dokładki jeśli smakuje, gdy natomiast oddanie talerza z nie zjedzonymi resztkami jest niegrzeczne. Odrobina nawet nie specjalnie smakującej potrawy nie zepsuje nam całego nastroju. Na pewno znajdzie się danie, które przypadnie nam bardziej do gustu. A jeśli wszystko będzie nie w naszym guście to na przyszłość wystrzegajmy się zaproszeń na posiłek do takiego domu!

Na koniec anegdotka z własnego życia. Przed wieloma laty przygotowywałem kolację, w której miał uczestniczyć mój redakcyjny kolega Ryszard Kapuściński. Wrócił on z kolejnej podróży i chciał posłuchać plotek o tym, co działo się w redakcji „Kultury”,  w Warszawie  a nawet w kraju. Udało mi się zdobyć (a było to w czasach, w których atrakcyjne produkty zdobywało się) piękną wołową polędwicę. Dumny przyniosłem więc i ułożyłem na stole przed gośćmi upieczony na sposób angielski czyli krwawy kawał mięsa. I wówczas nasz główny gość wyznał: przeszedłem na wegetarianizm!

To było straszne. Ryszarda napchałem sałatą, a sam nie pamiętam nawet o czym opowiadał.