Mów do biskupa a biskup zajęty obiadem

 

Nie raz mówiłem i pisałem, że największe obżartuchy, łakomczuchy i smakosze wywodzą się spośród osób w sukienkach duchownych. Potwierdzają to i inni autorzy. Oto co pisze o dolnośląskich biskupach sprzed wielu stuleci Grzegorz Sobel w „Przy wrocławskim stole”:
„Do największych smakoszy w mieście należeli niewątpliwie wrocławscy biskupi. A i zjeść, gdy już zasiedli do stołu, potrafili niemało. Już od wie?ków średnich ich kuchnia była bardzo wyrafinowana i pełna przypraw. Jak wynika z ceł pobieranych we Wrocławiu za panowania Henryka VI, ostatniego Piastowicza na wrocławskim tronie, wśród przywożonych do miasta towarów figurowały pieprz, imbir, cukier, szafran, gałka musztatołowa, kminek, liść laurowy, migdały, rodzynki, sól z Krakowa, później notowano także przywóz goździków, fig i cynamonu.
Biskupi kucharze mieszkali i pracowali we wsi służebnej zwanej Cocci Episcopi, czyli Kucharze Biskupa, osady – w późniejszych wiekach zaginionej – położonej koło Wojszyc na Krzykach. Nazwa osady zaświadcza jasno, do jakiego rodzaju służebności byli zobowiązani jej mieszkańcy wobec biskupa. A gotować musieli naprawdę znakomicie, skoro w 1249 r. biskup Tomasz I przekazał tę wieś drogą zamiany zakonowi niemieckiemu. Odstąpienie wsi zakonowi nie oznaczało bynajmniej, iż biskupi zaprzestali smacznie jadać i zaczęli uprawiać „wieczne” posty doczesne. Podczas po?siłków oddawali się zresztą nie tylko rozkoszom podniebienia, lecz także uczcie duchowej, słuchając muzyki w wykonaniu własnej kapeli założonej już w 1360 r., a działającej jeszcze w drugiej połowie XIX w.
Nie brakowało też w mieście obżartuchów – m.in. wśród Henryków wrocławskich. Po rządzących kolejno w stolicy Śląska Henryku I Broda?tym, Henryku II Pobożnym, Henryku III Białym i Henryku IV Prawym, zwanym też Probusem, na tronie książęcym zasiadał Henryk zwany Grubym lub Tłustym. Jeden z kronikarzy zapisał, iż „był to człowiek wielkich rozmiarów, a przy tym tak bardzo korpulentny, że pospolicie zwany był przez lud księciem Brzuchatym”. Pamiętajmy, iż nie odżywiano się wtedy racjonalnie, zwracając uwagę nie tyle na wartość odżywczą spożywanych produktów (bo i nie było do tego podstaw medycznych), ile na ich ilość. Kto nie zjadł dużo, nie mógł nabrać sił, jak wówczas powszechnie uważa?no. Jedzono więc obficie, zwłaszcza wśród bogatego patrycjatu i szlachet?nie urodzonych. Nieuwaga przy suto zastawionym stole, a zwłaszcza nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, mogły jednak kosztować nawet życie. 4 lutego 1600 r. – jak podaje jedna z kronik wrocławskich – karczmarz na Piasku Jacob Krause dźgnął się podczas jedzenia rożnem w gardło. Zmarł tego samego wieczoru po wyznaniu grzechów i rozgrzeszeniu – wydało się przy tym, iż zjadł tego wieczoru aż cztery kolacje. Dodajmy jeszcze, iż wiele chorób, na jakie umierali ludzie, o czym również wiemy z kronik, wskazuje, że wynikały one z niewłaściwej diety. Jeden z biskupów wrocławskich zmarł na wątrobę, drugi zaś na kamienie, prawdopodobnie żół?ciowe. Wracając zaś do Henryka zwanego Brzuchatym, nietrudno nam się domyśleć, że przyczyną jego nadmiernej tuszy było piwo.”
Podobno we Wrocławiu jest tak do dziś. W kuchni biskupiej (a jeszcze lepiej za stołem) warto się stołować.