Życie trutnia nie jest całkiem fajne

W dawnych latach, a dokładniej w 1982 roku, gdy przez pewien czas nie uprawiałem dziennikarstwa, zapisałem się do szkoły pszczelarskiej, na dowód czego mam stosowny dyplom. Miałem sześć uli i usiłowałem żyć z produkcji miodu. Dość szybko jednak zorientowałem się, że to nie takie proste. Ule podarowałem sąsiadowi na wsi ale miłość do pszczół pozostała.

Ostatnio coraz częściej słychać o zagrożeniu losu pszczół. Convivium Varsavia Slow Food organizuje na ten temat sesje i spotkania. Trzeba pszczołom ruszyć na pomoc. Zwłaszcza jeśli lubi się miód. A my lubimy.
W wielu pismach pojawiły się interesujące artykuły o życiu i hodowli tych fascynujących owadów. Przytaczam więc dziś niewielki fragment tekstu Grzegorza Kapli z miesięcznika „Wróżka”:

„Pszczela fizjologia jest fascynująca. Z tego samego zapłodnionego jajeczka może urodzić się robotnica albo królowa. Tę pierwszą czeka 21 dni krótkiego i bolesnego żywota pełnego pracy. Tę drugą pięć lat przyjmowania hołdów.

Oj, biedny ty choć śliczny, trutniu!

Truteń urodzi się z takiego samego jajeczka, ale niezapłodnionego, dlatego nie ma ojca, ale ma dziadka. Jego rolą jest wypełnić worek nasienny królowej. Gdy to zrobi, umiera. Pszczela królowa pozwala pszczołom przestać go karmić i poić. Truteń odleci w poszukiwaniu wody i nie będzie miał siły wrócić. A jeśli mu się powiedzie, strażniczki nie wpuszczą go z powrotem. Jest zbyt duży, żeby go karmić przez całą zimę.

Larwa karmiona miodem, wyrośnie na robotnicę…

…jeśli mleczkiem – stanie się królową. Rozmnażanie królowych to sztuka skłonienia pszczół do tego, żeby karmiły larwy mleczkiem.

Ostatnia grupa robotnic, wrześniowa, będzie żyć kilka miesięcy – aż do wiosny. Będą musiały wykarmić pierwszą, noworoczną grupę czerwi.

Ale wcześniej, kiedy nadejdą mrozy, robotnice zbiją się w kulę, by swoimi ciałkami ogrzewać królową. Potrzebuje takiej temperatury, żeby nie zginęły plemniki w jej worku nasiennym. Jeśli wymarzną, wiosną nie urodzą się nowe larwy…”

Tyle o smutnym losie trutni. I ciężkiej pracy pszczół. Cieszę się natomiast, że tak wiele osób z naszego grona pomaga pszczołom hodując kwiaty i uprawiając ogrody. Największym bowiem dla nich zagrożeniem są uprawy monokulturowe ogarniające coraz większe obszary wiejskie i oczywiście chemia stosowana w walce ze szkodnikami.
Zapraszajmy więc pszczoły do naszych ogródków, a nawet na balkony i parapety. One są naprawdę sympatyczne.