W pościgu za szczęściem

Czy jesteście szczęśliwi? Albo inaczej: czy bywacie szczęśliwi? Lub jeszcze inne pytanie: czy mieszkańcy naszego kraju to ludzie szczęśliwi? To trudne pytania. A na ostatnie chyba nie da się odpowiedzieć jednoznacznie i zgodnie z prawdą.

Jest jednak na świecie człowiek, który pokusił się o odnalezienie kraju i ludzi szczęśliwych. Rezultat jego poszukiwań mam przed sobą – to książka zatytułowana „Geografia szczęścia” autor zaś nazywa się Eric Weiner i jest amerykańskim dziennikarzem, który objechał wszystkie kontynenty w pogoni za szczęściem. Jego relacja zaś jest książką, którą wszystkim polecam. To nie tylko najdowcipniejsze sprawozdanie reporterskie z podróży dookoła świata ale i niezwykle celne portrety i państw, i narodów. Na dodatek – mimo ciągłego chichotu autora oraz czytelników – to książka mądra. Oto fragment specjalnie wybrany na potrzeby smakoszy:

„Dociera do mnie, jak mało jestem „szwajcarski” i to na tak wielu poziomach. Nie lubię reguł i zasad. Nie jestem osobą przesadnie dbającą o schludność. Czasem miewam silne wahnięcia nastro?jów. Nie mam żadnych „starych pieniędzy”, jeśli nie liczyć tej pogniecionej dziesięciodolarówki, która została wydrukowana chyba w 1981 roku. Jedyne, co mnie łączy ze Szwajcarami, to miłość do czekolady. I nie jest to bez znaczenia. Szwajcarzy spożywają ogromne ilości czekolady i istnieją pewne wiarygodne dane, że dzięki temu są szczęśliwsi.

Aby zbadać tę zależność, zaglądam do sklepu z czekoladą. Przypomina mi on galerię sztuki, jadalnej sztuki. Sprzedawcy podnoszą trufle szczypczykami, jakby to były rzadkie i cenne klejnoty. Zgromadzono tu całą ścianę czekolady – dostępny jest każdy jej rodzaj, jaki tylko można sobie wyobrazić. Czekolada z ziaren kakao z Kolumbii, Ekwadoru i Madagaskaru. Czekolada z pomarańczą, maliną, orzeszkami pistacjowymi, rodzynkami, koniakiem, rumem i czystą whisky słodową. Kupuję po jednej czekoladce każdego rodzaju i zabieram je do pokoju hotelowego. Czuję się dosłownie jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Zamykam drzwi i rozkładam swój łup na kołdrze. Za?czynam od czekoladki z Madagaskaru. Jest smaczna – zresztą nie ma czegoś takiego jak niesmaczna szwajcarska czekolada.

Jednakże, jak już wspomniałem, nie chodzi tu o zwykłe łakomstwo. To eksperyment. Naukowcy wyizolowali z czekolady związek chemiczny, który poprawia człowiekowi nastrój. Właściwie tych związków chemicznych jest aż kilka. Tryptofan to aminokwas wykorzystywany przez mózg do produkcji neuroprzekaźnika o nazwie serotonina. Wysoki poziom serotoniny zapewnia odczucie zadowolenia, a nawet euforii. Jest też związek o nazwie anandamid. To z kolei neuroprzekaźnik, który wpływa na ten sam obszar mózgu, co THC, aktywny składnik marihuany. Jednak teoria zrównująca czekoladę z marihuaną pozostaje jedynie teorią, gdyż – cytując słowa pewnego artykułu BBC na ten temat – „eksperci szacują, że trzeba by zjeść kilka kilogramów czekolady”, aby osiągnąć efekt zbliżony do tego, jaki pozostawia po sobie marihuana. Kilka kilogramów? Zastanawiam się, ile to będzie w przeliczeniu na funty i zabieram się do mojej czekoladowej uczty.”

Więcej cytatów, mimo mojej predylekcji do posiłkowania się cudzym dorobkiem, też nie będzie. Kto chce więcej wiedzieć o książce niech zajrzy do recenzji, która jest w czytelni „Polityki”. Albo niech zajrzy do księgarni i kupi książkę. Warto.