Było sirtaki

Wieczór grecki według MG (te literki mają oznaczać zarówno zwrot: według mego gustu;  jak i nazwę knajpki czyli Mille Gusti) był naprawdę udany. Zresztą możecie popatrzeć na tańczącą parę – dziadek Bogdan z wnuczką Małgosią w ognistym sirtaki – i wszystko jasne. A zdjęcie orkiestry, całkowicie nieostre, świadczy też o tym, że fotoreporter był po spożyciu. Czyli wszystko w greckim klimacie.

A potrawy – mimo, iż przyrządzał je stały kucharz MG bądź co bądź restauracji włoskiej a w dodatku jest on szczerym Polakiem – były tak dobre jak by je podawał Teofilos Vafidis mistrzowski  szef kuchni i mój przyjaciel. Nie opiszę wszystkiego, bo bym Was przyprawił o skurcze żołądka z głodu lub  nadmiaru apetytu.  Wspomnę tylko o tych daniach, które zrobiły na mnie największe wrażenie.

A więc htipiti – ostra pasta serowa. Jej wspaniały smak i ostrość rozkwitały wówczas gdy każdemu kęsowi towarzyszył łyk czerwonego Tsanali. Doskonałe były spanokopita tj. chrupiące rożki z ciasta filo wypełnione szpinakiem. No i małże zapiekane z fetą, czosnkiem i nacią pietruszki. Takich małży jeszcze nie jadłem. I nie wąchałem!

Tsipura sta karvuna to dorada (nasza ulubiona ryba) z grilla. Będę się starał, by i moje dorady tak smakowały. I rozmaryn zastąpię gałązką natki pietruszki.

Ale wszelkie rekordy pobiło kleftiko. To baranina pokrojona w kostkę i duszona w pergaminie z wielką porcją pokrojonych warzyw i także fetą. Sam nie wiedziałem czy wolę wcinać mięso, czy też zająć się marchwią, pietruszka i innymi warzywami o niebiańskim smaku.

Bakławy oczywiście nie ruszyłem, bo mam wspomnienia (nie najlepsze) z Paros gdzie się tą słodyczą uraczyłem. Zjadłem natomiast  giaourti me meli. To gęsty jogurt z miodem i pokruszonymi orzechami. Deser wart grzechu.

No i do tego dźwięk buzuki, akordeonu oraz innych instrumentów w rytm, który doprowadził kiedyś Greka Zorbę do przepięknej katastrofy.

U nas katastrofy nie było, a nawet – niestety – nie tłuczono talerzy co absolutnie powinno zakończyć wieczorynkę. Stłukłem więc półmisek we własnym domu. Tyle, że niechcący i następnego dnia!