Toskańskie zoo

Nie musieliśmy wcale jechać do ogrodu zoologicznego, by podziwiać piękne zwierzęta. Sąsiadowaliśmy z nimi i przyjaźniliśmy się na co dzień. O gęsiach, kaczkach, żółwiach i rybach pisałem wczoraj. Dziś chcę opowiedzieć o przypadkach i spotkaniach nietypowych i często bardzo zabawnych.

Wędrując rano na plażę, po południu do sklepu, a wieczorem do restauracji spotykaliśmy się z pięknym buldogiem. Zauważyliśmy go jednak dopiero po kilku dniach, choć on tkwił w tym swoim oknie na ulicę stale. W pewnym momencie  odezwał się do nas –  serdecznie pomrukując. Wtedy dopiero spostrzegliśmy, że w gęstym żywopłocie jest wygryziona dziura, w której tkwi psia morda. Było to niezwykle sympatyczne a i psi osobnik miły. To on sam poogryzał gałązki i liście laurowe, by móc obserwować życie ulicy. Witaliśmy go więc co rano a żegnaliśmy na dobranoc.

 

 Buongiorno cane…

Podczas jednego ze spacerów po Marina di Massa wypatrzyliśmy tablicę informującą, że zbliżamy się do Parku Królików. Weszliśmy więc do środka przez całkowicie otwartą furtkę  i oniemieliśmy. Pośród drzew ziemia była totalnie zryta. Wszędzie pełno dołków i norek. Od dołka do dołka kicały zaś białe, czarne i łaciate króliki w różnym wieku i różnych rozmiarów. Niektóre podbiegały do bawiących się dzieci i domagały się poczęstunku czyli marchewki. Oczywiście, że dostawały ów smakołyk.

 

Coniglie w swoim parku czują się bezpiecznie

 W środku parku w małej zagrodzie mieszkała rodzina miniaturowych kózek. Te jednak, w odróżnieniu od królików żyły w zamknięciu. Widać nie mogły zrozumieć, że wyjście poza obręb parku grozi życiu. Króliki zaś nie próbowały nawet przekroczyć bram parku, nie kusiła ich ruchliwa ulica.

Kolejne spotkanie mieliśmy wieczorem, a właściwie nocą, gdy wracaliśmy po obfitej kolacji z La Peniche. Pod płotem naszego ogrodu zauważyliśmy jeża, który wcinał coś z apetytem i zupełnie nie zwracał na nas uwagi.

 

 Trzy czwarte jeża w Marina di Massa tuż przed pólnocą

Nad rzeką zaś spostrzegliśmy szykujące się do snu dzikie kaczki. Nie przeszkadzał im ruch uliczny a nawet ludzie podchodzący na odległość kilku kroków. Wieczór to czas na sen a kaczki miały swoje łóżka czyli pn ie ściętych drzew wystające tuż przy brzegach z rzeki.

 

Dobranoc kaczorku 

Piszę to siedząc na werandzie a dwa kroki ode mnie siedzi i głośno skrzeczy kolorowa sójka, żurawie wędrują po mokradłach rozciągających się tuż za płotem a bociany nadzorują pierwsze loty swoich dzieci. I jest upalnie prawie jak tam. Tylko niebo trochę inne i do morza daleko.

A Basia brzęcząc sztućcami i talerzami wyraźnie daje mi znać, że pora był ruszył do kuchni. Dziś będzie przekąska z ryb wędzonych. Przywiozłem wczoraj z Mazur węgorza i piękną sielawę.  Głównym daniem zaś będzie omlet (jaja plus mleko plus zielona pietruszka plus podsmażone na oliwie kurki z czosnkiem oraz sól i pieprz). No i oczywiście butelczyna bardzo schłodzonego poysdorfskiego gruner veltlinera.

Jestem posłuszny żądaniom żony. Ruszam więc do kuchni a Wam wszystkim życząc spokojnego i smacznego weekendu zapowiadam, że w przyszłym tygodniu podam kilka informacji o tym jak zorganizowałem tegoroczny wyjazd wakacyjny. Były bowiem prośby w tej mierze.
Do poniedziałku więc Przyjaciele!

 

A to jedna z moich kolacji czyli czy okoń morski pieczony z pomidorem