Po długiej przerwie

Ledwo zdążyliśmy wnieść bagaże z samochodu i już ruszyłem do komputera.  Całe zmęczenie długiej podróży (ostatni odcinek z Poysdorfu do Warszawy trwał 8 godzin, z czego większość po polskich szosach choć kilometrów tu było mniej) zniknęło, bo zdenerwowałem się chorobą Pana Lulka. Mam nadzieję, że paOLOre i Marek będą nadawać coraz pomyślniejsze komunikaty a na Zjeździe obejrzymy Lulka odrestaurowanego.

Musicie więc mi wybaczyć, że dzisiejszy wpis (tak jak i wczorajszy zapasowy) będzie skrótowy. Muszę odespać i podróż i zdenerwowanie. Jutro siądę to solennego sprawozdania z wyprawy.

Dziś – na zachętę trzy pierwsze zdjęcia. W tym jedno kompletnie nieostre ale za to robione przez naszą ulubioną kelnerkę, w naszej ulubionej knajpie. No to tymczasem dobranoc!

Każdy odwiedzający Weronę fotografuje się pod tym balkonem  (choć przecież  Julii tu nigdy nie było)

Tak wygląda w nocy nasza ukochana knajpka w Marina di Massa

A to pierwszy posiłek w La Peniche, potem zjedliśmy tu jeszcze 12 kolacji

A o tym cośmy jedli i pili w okolicach Carrary i po drodze oraz co  zwiedzaliśmy będę Was zamęczał relacjami w ciągu najbliższych dni.