Sama słodycz

Grzebiąc przed wyjazdem w swoim archiwum znalazłem tekst (niestety bez odnośnika czyj to i gdzie drukowany) o Lardellich. Przeczytałem go i uznałem, że bardzo jest ciekawy. Lardelli zaś to rodzina szwajcarska bardzo zasłużona dla rozwoju polskiego cukiernictwa. Prawdę powiedziawszy to własśie im oraz Semadenim, Bliklem, Loursom zawdzięczamy dzisiejsze sukcesy polskiego cukiernictwa na arenach międzynarodowych. Warto więc o tych ludziach coś wiedzieć.

„Rodzina Lardellich wywodziła się z miasteczka Poschiavo, położonego w szwajcarskim kantonie Graubünden, i zarazem była pochodzenia włoskiego, jak na to wskazuje nazwisko. Kanton Graubünden dał Europie, a w niej i Polsce, wiele dynastii wyśmienitych cukierników wyznania ewangelicko-reformowanego, prawdziwych mistrzów w swym zawodzie, między innymi: Lourse’ów, Semadenich, Minich, Tourów czy Zambonich. Ciekawa była rodzina z tych Lardellich. Wywędrowawszy w 1770 roku ze Szwajcarii, znaczyli swą drogę cukierniami zakładanymi od Kopenhagi przez Pampelunę, Palencię i Granadę w Hiszpanii, następnie Hamburg, Rostock, Warszawę i ponownie aż po Hiszpanię – Madryt, Burgos i Bilbao. Coś ich ciągnęło do dalekiej Polski już dawno, przeglądając bowiem akta stanu cywilnego w Kielcach, pod datą 20 października 1837 roku napotykamy akt zgonu czterdziestopięcioletniego Giovanniego Giacomo Lardellego, tamże zmarłego, mistrza kunsztu cukierniczego, żonatego z Janiną Konstancją z Kapuścińskich. Tu urywa się na pewien czas informacja o losach rodu Lardellich w Polsce. Kolejnego przedstawiciela rodziny spotykamy dopiero w wiele lat później, bo w roku 1884, w Lublinie. Nosił on te same imiona, co poprzednio odnotowany, którego był może wnukiem, czego nie da się, niestety, ustalić. Ten drugi Giovanni Giacomo Lardelli (1870-1941) zjawił się w Królestwie Polskim na zaproszenie wuja, Andrzeja Semadeniego (1802-1886). prowadzącego dobrze prosperującą cukiernię „Regionalną” w Lublinie oraz – w spółce z braćmi – kawiarnię w Ogrodzie Saskim w Warszawie. W 1886 roku wuj zmarł przejąwszy się nagłą śmiercią syna, Kacpra (1836-1886). Młody Lardelli nie został jednak pozostawiony swemu losowi, gdyż warszawscy bracia wuja Andrzeja sfinansowali jego dalszą praktykę, początkowo w Lublinie, później zaś w Berlinie, Paryżu i Mediolanie, a w końcu dopomogli mu w usamodzielnieniu się.
Z Lublina Giovanni Lardelli wyruszył na podbój Warszawy, gdzie konkurencja wśród cukierników była ogromna z powodu osiedlenia się tutaj wielu cudzoziemskich mistrzów. Nie zrażony przeciwnościami, w 1902 roku otworzył przy ul. Kruczej 49 swój pierwszy lokal pod nazwą „Pastisseria di Milano”, który tak charakteryzuje Wojciech Herbaczyński w książce W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich: „… uderzył iście szwajcarską schludnością: śnieżna biel fartuchów personelu, szczypce do układania ciastek w pudełkach, ciastka za szklanymi szybami, a wszędzie emblematy firmy – sylwetka mediolańskiej katedry – na ścianach, serwetkach, pudełkach i na niektórych wyrobach…”
Do specjalności tego zakładu należały tartoletki z owocami, eklery z kremem z żółtek zaprawionym kawą lub czekoladą oraz typowe dla Paryża briosze o wyglądzie babeczki śmietankowej i smaku przypominającym drożdżową bułkę. Jako jeden z pierwszych wprowadził Lardelli całą gamę herbatników deserowych, ponadto – wcześniej nie stosowaną – sprzedaż „na wynos”.
Następna jego cukiernia powstała przy ul. Marszałkowskiej 80, lecz w dwa lata później została niespodziewanie odstąpiona Karolowi Wiśniewskiemu. Dążąc do powiększenia swojego przedsiębiorstwa, już w 1905 roku Lardelli nabył kamienicę przy ul. Boduena 5 (u zbiegu z Jasną) i urządził w niej supernowoczesną cukiernio-kawiarnię, której ściany aż po sufit wyłożone były kafelkami, a podłoga – terakotą. Ogromne lustra bez ram, przeszklone bufety na metalowych nóżkach i stoliki z blatami z marblitu dopełniały wystroju. Produkcja odbywała się na miejscu. W cukierni obowiązywał zakaz palenia papierosów, aby, jak głosiła stosowna tabliczka, „dym nie psuł ciast”. Niebawem stała się ona ulubionym miejscem spotkań wykwintnego towarzystwa, a o jej wnętrzu mówiło się, że jest utrzymane w „stylu lardellowskim”.

I tyle o wspaniałych cukiernikach i ich słodkościach.