Obiady literackie albo i pół literackie

 

W  czasach mojej młodości bywały raczej półliterackie. I chodziło przy tym o to co na stole stało w butelce a mniej o skład biesiadników. Choć w większości bywali to ludzie parający się zawodowo piórem. Nikt jednak nie spisywał sprawozdań z tych obiadów. A szkoda.  Bo byłby to czasem opis nie gorszy niż ten Stanisława Wasylewskiego:

„Ponieważ Maria na obiad mnie prosi i wybór potraw mnie samemu daje, niech barszcz co gęsta śmietana go rosi, z uszkami w misie na początku staje”. Do kogo zaprasza się w tym żartobliwym wierszątku autor Pamiątek Soplicy, Henryk Rzewuski? Do Marii Szymanowskiej, znakomitej pianistki, teściowej Mickiewicza in spe. Poeta zaś był amfitrionem nie lada i mógł nad Newą rozwinąć te skłonności na częstych przyjęciach u słynnego z wystawnych uczt Żelwietra. W Moskwie też niezgorzej bywało. Pisze Mikołaj Pogodin jesienią 1826: „Wspólny obiad – bardzo przyjemnie było widzieć ich wszystkich razem. Z rozkoszą piliśmy zdrowie Mickiewicza, potem Puszkina. Podpiliśmy. Szkoda, że nie było ogólnej rozmowy”. (No chyba, skoro nad miarę podpili). Podziemne zajęcia nie zawsze pozwalały twórcy Wallenroda na rozkosze gastryczne. „Dziękuję Ci, drogi Pogodinie, za pamieć… – pisał w r. 1828. – Trudno mi jednak cieszyć się Twoimi blinami i towarzystwem, gdyż mam paskudną sprawę do załatwienia”.

W Warszawie do najgościnniejszych należał dom gen. Wincentego Krasińskiego. Kuchnia przednia, dysputy klasyków z romantykami też. Skończyło się jak nożem uciął, gdy Krasiński zdyskredytował się swą postawą wobec spiskowców oskarżonych przed sądem sejmowym. Na hasło Niemcewicza zbojkotowano gremialnie obiady literackie, które przez dziurkę od klucza podgląda! młodziutki Zygmunt Krasiński. Zapewnia on, że główny przedmiot szyderstw na tych zebraniach, słynny wierszokleta Jaxa-Marcinkowski, dorównywał znakomitym apetytem niemal największemu żarłokowi Francji romantycznej, Wiktorowi Hugo.

Bitni żołnierze listopadowi nie zapominali o problemach żołądka. Autor Pieśni Janusza, sam żołnierz lubiący podjeść przednio, gromi jednak powstańców za „wygódki i obżarstwo”. Lepiej sytuowani emigranci ucztowali w Paryżu niezgorzej. Oto wieczór imieninowy w r. 1841 Leonarda Niedźwieckiego. Obecni: Słowacki, historyk Leonard Chodźko, krytyk Stanisław Ropelewski i inni. Indyk pieczony z kapustą kwaśną i kasztanami, porter, szampan, sery. „Obdzieliwszy się ciałem jendykowym – pisze solenizant – byliśmy w najlepszym usposobieniu… Nazajutrz był wieczór Chodźki, gdzieśmy tańcowali. Ale jak? Nigdy lepiej”. Pani Olimpia Chodźkowa słynęła z uroku i aktywnej zalotności. 27 czerwca 1842 wznosił Juliusz Słowacki zdrowie zbiorowe czterech Władysławów, wśród nich – czteroletniego synka Mickiewicza.”

No a dziś czyje zdrowie wzniesiemy? Alicjo zajrzyj do swojego słynnego kapownika, proszę!