Biała śmierć

Zhang Wang – to nazwisko do dziś znane jest każdemu miłośnikowi chińskiej kuchni. Zhang Wang bowiem traktowany jest w Chinach jak święty.

Przed paroma wiekami cesarz chiński (jego imię uległo zapomnieniu, w odróżnieniu od imienia mistrza rondla) zapytał swojego kucharza, która z używanych przezeń przypraw jest najbardziej aromatyczna. Ten bez wahania odparł: sól. Władca uznał odpowiedź za arogancką, kazał więc kucharza ściąć. Następcy aroganta mieli polecenie gotować bez soli. Szybko więc cesarz mógł się przekonać, że potrawy straciły smak, a przyprawy moc i aromat.

Wielkoduszny cesarz umiał przyznać się do błędu. Pośmiertnie przyznał kucharzowi tytuł książęcy i kazał jego posągi ustawić w wielu świątyniach. Zhang Wang został więc i świętym, i księciem. Do dziś jest patronem kucharzy, a jego posąg można było jeszcze do 1950 roku oglądać w Syczuanie.

Sól była i jest przyczyną niejednego zgonu. Otwarcie przyznać jednak trzeba, że bez soli nie ma też i życia. Jej brak w jakimkolwiek żywym organizmie powoduje odwodnienie i rychło prowadzi do zgonu.

Tam gdzie ludzie znajdywali sól, tam osiedlali się i tworzyli nowe miasta, a nawet państwa. Właściciele morskich salin czy wysychających starych słonych jezior dochodzili do wielkich bogactw. Niezłe majątki zdobywali także i handlarze soli. Wszyscy oni żyli jednak w ciągłej niepewności, że przyjdzie ktoś silniejszy, lepiej uzbrojony, bardziej zdeterminowany i maczugą, mieczem lub podstępem odbierze im źródło ich bogactwa.

W XVI wieku – jak pisze w swojej książce „Historia naturalna i moralna jedzenia” Maguelonne Toussaint-Samat – bezlitośnie stłumiono powstanie Reims, Dijon i Rouen, wywołane rozszerzeniem podatku solnego. W Akwitanii z tych samych powodów wybuchła wojna domowa. Wojska królewskie walczyły z czterdziestotysięczną rzeszą włościan, zgromadzonych w regionie Cognac. Początkowo chłopi przegnali królewskich i zdobyli pobliskie miasto Saintes, plądrując i niszcząc je doszczętnie. Niewiele później zbuntowali się mieszkańcy Bordeaux. Ci byli bardziej wyrafinowani i okrutni. Królewskiego rządcę Tristana de Monneins zabili, poćwiartowali i posolili jak, nie przymierzając, przygotowywanego do upieczenia wieprza. Potrzebny był więc ktoś równie okrutny jak buntownicy. Król wysłał konetabla Montmorency. Ten, nie namyślając się ani chwili, naszpikował całą Akwitanię lasem szubienic. I nie stały one bezużytecznie. Montmorency odbił Bordeaux z rąk solnych buntowników, zarekwirował wszystkie kościelne dzwony, zawiesił parlament i nałożył na miasto grzywnę w wysokości 200 tysięcy liwrów. Wyznaczył 125 szlachciców, których zmusił do odkopania pohańbionych szczątków Monneinsa. Gdy tego dokonali, powywieszał większość z nich, a resztę wysłał na galery.

Na tym krwawym tle nieźle wypadnie legenda związana z polską solą. Gdy w XIII wieku krakowski książę Bolko poprosił o rękę węgierskiej królewny Kingi, znanej także pod imieniem Kunegunda, ta wyprosiła u ojca w wianie solne żupy. Król dał ukochanej córce kopalnię w Marmarosz. Królewna, żegnając rodzinną ziemię, wrzuciła do solnego szybu swój zaręczynowy pierścień przywieziony przez wysłańców polskiego księcia. Zabrała zaś ze sobą do nowej ojczyzny węgierskich górników. Ci zaś po przyjeździe do Polski zaczęli szukać soli w okolicach Krakowa. No i poszczęściło się. Znaleźli Węgrzy pokłady białego złota w Bochni i Wieliczce.

Co było dalej, niech opowie ksiądz Piotr Skarga:

W pierwszym bałwanie [tak nazywano wielkie bryły soli wydobywane w kopalniach – P. A.], który wykopano, pierścień się on jej znalazł, który ujrzawszy Kunegunda i poznawszy, dziękowała Panu Bogu, który dziwy czyni tym, którzy Go miłują.

Na koniec kilka słów o szkodliwości nadużywania soli. Człowiekowi potrzeba nie więcej niż 3 do 6 gramów soli dziennie. Zważywszy zaś, że większość produktów ma w sobie naturalną sól, tę z solniczek trzeba dawkować skąpo. Nadmiar soli bowiem wzmaga, i to znacznie, ciśnienie krwi. Jeśli więc chcecie żyć zdrowo i długo, to solniczkę odstawcie.